Wypływanie gminnych pieniędzy do przysłowiowych „krewnych i znajomych” oraz bezruch niewidzialnej ręki rynku. Sprawa kamery internetowej na wadowickim rynku pokazuje więcej, niż tylko transmitowany do internetu obraz.
Trochę na uboczu aktualnych wydarzeń wracam do sprawy kamery internetowej. Jej przekaz był niby lokalny, ale płynące z niego wnioski okazały się dość daleko idące.
Wkrótce po objęciu urzędu trafiła do moich rąk umowa na transmisję obrazu z Pl. Jana Pawła II. Umowę przyniósł zaufany człowiek poprzedniej władzy, osobiście uzasadniał przede mną sensowność jej podpisania. W zakresie obowiązków miał obsługę mieszkańców, nie kamer. Kamerę z kolei instalował inny zaufany – administrator portalu Wadowice24. Za dość słabej jakości obraz, mieliśmy płacić ok. 9 tys. zł rocznie. Oczywiście już to wzbudzało moje wątpliwości.
Ważniejsze było jednak znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego to Gmina Wadowice, a nie prywatne firmy działające w branży internetowych usług, mają dostarczać obraz z kamery? I dlaczego to gmina ma za ten obraz płacić? Odpowiedzi nie znalazłem, więc postanowiłem umowy nie przedłużać. Wyszedłem z założenia, że ponieważ w tamtym czasie w Urzędzie Miejskim nie było nikogo, kto zajmowałby się opracowaniem działań promocyjnych gminy, dam wykazać się prywatnej inicjatywie, niewidzialnej ręce rynku i wolnej przedsiębiorczości. A odpowiedzi na swoje pytania poszukam u osoby kompetentnej, o ile taką na stanowisko promocyjne znajdę.
Nieruchoma ręka rynku
Właściciel kamery zareagował dość przewidywalnie – wyłączył jakże cenny obraz, a portal Wadowice24 natychmiast wszczął awanturę. Tradycyjnie publikowano anonimowe głosy oburzenia, że nowy burmistrz zlikwidował potrzebny przecież mieszkańcom gadżet. Nikt nie dociekał, dlaczego obrazu z Wadowic nie można pokazywać na prywatnej kamerze, na prywatnej stronie internetowej bez finansowego udziału gminy…
I tu lekcja pierwsza: nawet w tak banalnej sprawie, jak kamera internetowa, gdzie wypracowano już model zarabiania na tego typu usłudze, sprzedając poprzez nią reklamy, czy udostępniając obraz serwisom telewizyjnym, ręka rynku nie skłoniła do działania nikogo. To gmina musi zostać inwestorem, i to nawet pomimo tego, że koszt wytworzenia i utrzymania usługi jest niewielki. Wygląda na to, że niektórych usług prywatni przedsiębiorcy po prostu sami z siebie świadczyć nie będą.
Nie liczcie więc, że wolny rynek załatwi nasze problemy. Korwin i inni gospodarczy liberałowie opowiadają nam bajki, co pokazuje ten banalny przecież przykład kamery.
Zadania gminy, czyli działania planowe
Liczba osób, która pisała do mnie w sprawie kamery, była dla mnie zaskoczeniem. Domagano się natychmiastowego przywrócenia nadawania obrazu, choć nikt nie potrafił mi wyjaśnić, dlaczego właściwie mamy za to płacić z pieniędzy publicznych. Usługa taka nie wynika, co oczywiste, z ogólnie zarysowanych w ustawie zadań gminy. W tej sytuacji, kluczowe stało się dla mnie posiadanie jakiegoś spójnego planu działań – w tym przypadku promocyjnych, w których wydatek na kamerę można by wpisać. Inaczej, jak miałbym uzasadnić filmowe wydatki?
Tutaj kolejna lekcja. Dobre zarządzanie wymaga pewnej sekwencji zdarzeń: przygotowania planu, a następnie realizacji wynikających z niego zadań. W celu opracowania koncepcji działań promocyjnych zatrudniłem w UM Wadowice Janusza Gawrona, byłego pracownika gminy. Przypomnę, że Janusza i innych zwolniono, aby zrobić miejsce dla znajomków, między innymi dziennikarki Wadowice24 czy syna obecnej radnej. Sąd przyznał rację zwalnianym. Stąd też zresztą nienawiść Wadowice24 do wymienionego i kłamstwa portalu o jego zatrudnieniu i pensji.
Zasługą Janusza jest stworzenie spójnej koncepcji działań promocyjnych, znalezienie wśród nich miejsca na kamerę internetową i wynegocjowanie treści nowej umowy. Obraz z kamery dostępny będzie na stronie internetowej Urzędu Miejskiego, a dzięki lokowaniu w portalach Onet.pl. Webcamera.pl, telewizorach Samsung i telewizji Polsat News dostępny będzie w ogólnopolskich mediach. Umowa na kwotę 2821 zł brutto została zawarta do końca 2015 roku. Kamera, znacznie lepszej jakości, wystartowała z początkiem maja. Są więc oszczędności (ok. 50%!), lepsza jakość usługi, ale przede wszystkim jest pewna sekwencja wydarzeń: od planu do realizacji.
Tymczasem mieszkańcy zarządzanie w samorządzie postrzegają inaczej: oczekują akcjonizmu, natychmiastowych reakcji na populistyczne zawołania. Manifestuje się to choćby w języku: „niech burmistrz naprawi, opublikuje, załata, wspomoże”. Jakby burmistrz był osobistym wykonawcą wszystkiego, zastępującym cały urząd w jego istnieniu.
Nie czuję się jednak cudotwórcą, lecz powiernikiem wspólnej kasy. Łatanie dziur w porwanych portkach mieliśmy przez 20 lata. Teraz przyszedł czas, aby wymienić garderobę. Tylko dajcie nam możliwość jej zaprojektowania, zamówienia i uszycia.