Likwidacja „dzikiego dworca” w centrum miasta i uporządkowanie publicznego transportu samochodowego budzi opór. Pasażerowie chcieliby dojeżdżać do samego rynku (zamiast wysiadać na przystankach oddalonych od niego o 500 m), a kupcy z okolicznych sklepów nadal korzystać na ich obecności. Powrót do poprzednich rozwiązań nie jest jednak możliwy.
Uruchomienie nieczynnego dworca autobusowego było pierwszym krokiem do pozyskania dworca PKP, a następnie urządzenia centrum przesiadkowego. Wart 1 mln zł dworzec właśnie przejęliśmy nieodpłatnie na własność i przystępujemy do jego rewitalizacji. Jeżeli wszystko się uda, za kilka lat będziemy wreszcie podróżować w europejskich warunkach, także koleją. Potwierdza to słuszność zaproponowanego przeze mnie Radzie Miejskiej i przyjętego przez nią rozwiązania. Przy okazji warto przypomnieć, że o likwidację przystanków na pl. Kościuszki zabiegali mieszkańcy okolicy (hałas, brud, spaliny), jak również Policja, która w swoich pismach wskazywała na niemożliwość zagwarantowania w istniejących warunkach przestrzegania prawa przez przewoźników.
Cudownym zrządzeniem losu, jakie często występują w naszym kraju, wszyscy nagle o tych problemach „zapomnieli”. Do Urzędu Miejskiego wpłynęło więc kilka protestów: pracowników ZZOZ zmobilizowanych przez ordynatora T. Czopka, który przy zlikwidowanym przystanku ma aptekę, sklepikarzy na czele z właścicielem sklepu rowerowego, na którego zapleczu parkował jeden z przewoźników, oraz mieszkańców z os. Pod Skarpą.
Z protestującymi sklepikarzami spotkałem się i obiecałem i jedno – będę rozwijał linię miejską i dowoził na pl. Kościuszki mieszkańców z coraz większego obszaru miasta. Tutaj jednak na przeszkodzie stoi biurokracja – przepisy nakazują bowiem półroczne oczekiwanie dla stworzenia takiej linii. W przeciwnym razie już by kursowała. Ale może któryś z przewoźników zapragnie takie usługi świadczyć na swój własny rachunek? Wówczas droga wolna.
Część osób krytykuje też bezpłatne połączenie szpitala z dworcem, gdyż podobno nie cieszy się ono zainteresowaniem. Przypominam, że był to postulat mieszkańców i części radnych, a ja wcale nie widziałem konieczności istnienia takiego połączenia. Gdyby go nie było, dyżurni krzykacze podnieśliby wrzask, że niedołężni i starsi nie mają jak docierać do ośrodka zdrowia. Gdy połączenie utworzyłem, krzyczą, że nikt busem nie jeździ.
Tak czy inaczej trudno z faktu, że ludzie nie chcą korzystać z darmowych przewozów czynić zarzut miastu – darmowy przejazd to prawo, a nie obowiązek. Uważam, że warto było takie rozwiązanie zapewnić, nawet jeżeli po upływie terminu umowy uznamy, że nie będzie potrzeby jej kontynuacji.
Mieszkańcy osiedla Pod Skarpą narzekają na trudności z docieraniem do miasta i powrotem. Tutaj jednak działa linia prywatna i Urząd Miejski nie ma narzędzi, żeby bezpośrednio określać godziny i trasy jej przejazdu. Sytuacja zmieni się po utworzeniu dłuższej linii miejskiej, ale na to – jak wcześniej pisałem – potrzeba czasu.
Jest wreszcie protest pracowników szpitala, którzy przesłali do nas niezbyt dyplomatyczne pismo. Skarżą się w nim na trudności w dotarciu do pracy (moi najbliżsi pracownicy dojeżdżają busami z Krakowa, ale nie mają zwyczaju skarżyć się z tego powodu nikomu), ale ich zdaniem zamiast dyrekcji szpitala problem ten powinna rozwiązać… Gmina Wadowice, oczywiście kosztem planów rozwoju miasta.
Podsumowując, każda decyzja dotycząca życia miasta z zasady wywołuje protesty – jedni mieszkańcy na niej korzystają, inni tracą. Podejmowane przez burmistrza decyzje powinny więc mieć solidne uzasadnienie i zmierzać do korzystnego bilansu zysków i strat dla całej lokalnej społeczności. Ewa Filipiak nie była w stanie takich decyzji podejmować, tchórzliwie bojąc się o swój stołek. Dzięki temu panowała 20 lat, ale miasto znalazło się w zapaści. W czasie wyborów uzyskałem zdecydowany mandat do rządzenia miastem, również dlatego, że obiecałem podjąć decyzje nie zawsze popularne, ale konieczne.
Uporządkowanie transportu, ochrona terenów przemysłowych, blokowanie supermarketów w mieście, budownictwo wielorodzinne (sprzedałem działki, na których będą powstawać budynki mieszkalne), kolej, walka ze smogiem, kompleksowa polityka urbanistyczna, ścieżki rowerowe w całym mieście – wszystko to znajdowało się w moim programie wyborczym. I wszystko to po kolei robię, dokładnie tak, jak obiecałem. Za 4 lata Wadowice będą więc już zupełnie w innym miejscu, niż były jeszcze rok temu.
Gwoli ścisłości, mój program popierał również doktor Czopek, dziś w pierwszym szeregu niezadowolonych. Najwyraźniej w Wadowicach bus (pod rodzinną apteką) określa świadomość.
Na koniec nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o towarzyszącym sprawie wątku komediowym. W proteście przeciwko zmianom w organizacji przystanków bus zorganizowano kilkuosobową demonstrację, której organizator do dzisiaj się do niej nie przyznaje. Prowadził ją (zbiegiem okoliczności?) pracownik posła Józefa Brynkusa (Kukiz’15). Uczestnicy tego zgromadzenia przedstawiają się obecnie jako ofiary jakichś nieokreślonych, policyjnych represji. Poseł Brynkus osobiście przepytuje Policję, kto stoi za represjami, sugerując, że jest to Urząd Miejski, który o demonstracji nawet nie wiedział. Na tym i składaniu kwiatów z poprzednimi władzami Wadowic kończy się dotychczasowy wkład posła w rozwój gminy. I więcej po tym pośle raczej bym już nie oczekiwał…